Kowalski-Obidzińska-Jackiewicz Kancelaria Adwokacka in Boydton, VA Expand search. Jobs People Learning
Dzisiejsza cywilizacja dąży do wyeliminowania wszelkiej niepewności. Pragniemy kontrolować każdy aspekt życia: od przebiegu porodu, poprzez jakość nauczania w pobliskiej szkole, sprawność samochodu, skład posiłków, które spożywamy… Z czego to wynika? Z ilości informacji, jaką dysponujemy. I z jednej strony, taka wiedza budzi niepokój i zmniejsza nasze zaufanie do otoczenia. A z drugiej umożliwia nam kontrolę nad coraz większą ilością elementów. Pytaniem nie jest, czy mamy rację (bo każdy element możemy logicznie wytłumaczyć), ale w których sferach życia jesteśmy jeszcze w stanie wykazać się zaufaniem. I jak długo. Pojawia się kolejna refleksja: czy to właśnie nazywamy postępem? Zaufanie jako podstawa społeczeństwa Jednocześnie w wielu dziedzinach wciąż nie mamy wyboru. I chyba tak jest lepiej. Bo zaufanie nadal jest w naszym życiu wszechobecne. Ufamy, że kierowca zatrzyma się na czerwonym świetle, że dziecko całe i zdrowe wróci ze szkoły, że jutro nie wyrzucą nas z pracy. I dzisiaj, jeszcze bardziej niż wcześniej, potrzebujemy zaufania. Do lekarzy, do wirusologów… Do polityków, którzy decydują o strategii ochrony obywateli. Ale także do nieznajomych, którzy zachowują niezbędny dystans. Do rodziny i przyjaciół, że nie wystawią nas na niebezpieczeństwo. I wreszcie do nas samych i naszych reakcji na kryzysowe sytuacje. Świat, w którym żyjemy, okazuje się coraz bardziej złożony. Podobnie jak i rola rodzica. Zaufanie czy kontrola? Pragnę, żeby mój syn ufał ludziom, ufał światu, ufał sobie… I żeby był bezpieczny pod każdym względem: zdrowotnym, emocjonalnym, fizycznym… Tylko jak to pogodzić? Co myślicie o wszechobecności kontroli i wartości zaufania? Które pojęcie jest Wam bliższe? Dlaczego? Podzielcie się z nami swoimi refleksjami na ten temat.Gdyby kasta polityczna PiS nie miała pod ręką pseudo-moralnego argumentu o nazwie "państwo socjalne" = "Polski Ład" = "PiS-Burdel" (= redystrybucja), nigdy
Kontrola jest najwyższą formą zaufania. Dygresja na temat słów prezesa - „ Zaufajcie mi Polacy a was nie zawiodę „ Pytanie – gdzie, w czym, prezes ma nas nie zawieść ? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast kto powiedział – kontrola jest najwyższą formą zaufania. Tą sprzeczną samą w sobie, ale jak najbardziej zgodną z dialektyczną „ mądrosćią etapu „ maksymę, miał wypowiedzieć „ ojciec demokracji „ - Josif Wissarionowicz Dżugaszwilli znany u nas także jako towarzysz Stalin lub dobroduszny „ uncle Joe „ w USA . Powyższa maksyma jest twórczym rozwinięciem powiedzenia – zaufanie jest dobre ale kontrola jest lepsza – niesłusznie- przypisywanego Włodzimierzowi Ilijiczowi Uljanowowi znanemu jako towarzysz Lenin. Dzięki tej właśnie wszechwładnej kontroli połączonej z trudnym do opisania terrorem system komunistycznego zniewolenia w ZSRR przetrwał 75 lat a nie powinien przetrwać ani chwili. Towarzysz Lenin, który część swojego dorosłego życia spędził na wygnaniu w Zurychu spotkał się z pewnością ze starym niemieckim powiedzeniem - „ Vertrauen ist gut, Kontrolle besser „, które po prostu przyswoił i gdzieś w swoich licznych dziełach użył. Lenin słowa te mógł usłyszeć np. od starego towarzysza i sponsora rewolucji w Rosji generała Ericha Ludendorffa, który przekazał mu 10 milionów marek w złocie, gdy ten spieszył w „ zaplombowanym wagonie „ z Zurychu przez Berlin do Rosji celem zrobienia rewolucji proletariackiej. „ Wy tu wicie rozumicie Lenin ! Macie tu złote marki i zróbcie w końcu tą naszą rewolucję, „ aber sofort „ ! Tylko Lenin zaufanie to my do was mamy ale i kontrolować będziemy. Vertrauen ist gut, Kontrolle besser„ - mógł powiedzieć szef sztabu Reichswehry w krótkich żołnierskich słowach. Nie wiadomo czy takie spotkanie się odbyło ale pociag składajacy się z dwóch wagonów, w którym Lenin i jego kamanda spod ciemnej gwiazdy wyruszyła z Zurychu , by za niemieckie pieniądze zrobić rewolucję w Rosji stał na bocznicy w Berlinie blisko dobę, więc jest więcej niż prawdopodobne, że doszło do spotkania niemieckiego szefa sztabu generalnego Ludendorfa z Leninem. Jeśli nie z samym Leninem to z jego finansistą i niemieckim agentem Aleksandrem Izraelem Łazariewiczem Helphandem, ksywa Parwus do spotkania prawdopodobnie doszło. Lenin koniecznie chciał, by wagon, który wiózł go do Rosji został w Zurychu zaplombowany. Droga do Rosji wiodła bowiem przez wraże terytorium Niemiec i żaden, choćby najmniejszy cień wątpliwości co do uczciwości ( agenturalnej działalności dla Niemiec ) Lenina, nie mógł paść na rozświetlone ideą rewolucji kałmuckie oblicze wodza. Czy można zatem ufać politykom ? Można ufać w opatrzność bożą. Można ufać matce, ojcu. W ostateczności można ufać sobie. Ale politykom ufać ? Z pewnością nie. Usta mają pełne frazesów ale w gruncie rzeczy interesuje ich tylko władza – i nic poza nią. Generalnie wydaje mi się, że Polacy zbyt łatwo, często zupełnie bezpodstawnie a co najgorsze za darmo obdarzają polityków zaufaniem na zaś. „ Z politycznego punktu widzenia jest arcyważne aby dobić Polskę „ Te słowa też powiedział Lenin i co do tego- to nie mam żadnych wątpliwości, że są one dalej kluczowym elementem rosyjskiej polityki zagranicznej w stosunku do nas.Tego poczucia raczej nie wzmocnią zapowiedzi otoczenia nauczyciela przygotowującego się do zawodu szczególnym kontrolnym wsparciem ze strony szkoły. Po pierwsze takiemu nauczycielowi – aspirantowi zostanie przydzielony opiekun lub jak kto woli – mentor.
Opublikowana w lipcu strategia Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego na lata 2021–2025 przypomina jeden z ustawowych celów nadzoru: rynek finansowy ma cieszyć się zaufaniem. W kontekście nierozwiązanego problemu frankowiczów i kryzysów z poprzednich lat odbudowa zaufania jest kluczowa. Co trzeba, aby rynek finansowy cieszył się zaufaniem? Kto ma komu ufać? Czy chodzi o zaufanie konsumentów do firm? Firm do nadzoru regulacyjnego? Nadzoru do firm? A może potrzebne jest zaufanie obywateli do regulatora? Okazuje się, że na takie pytania niełatwo odpowiedzieć. Kto komu ufa Dlaczego w ogóle regulacja rynku jest potrzebna? I co ma wspólnego z zaufaniem? Najczęstsza odpowiedź brzmi: sektor finansowy dostarcza produkty i usługi o szczególnej wadze dla obywateli, którzy stają przed pytaniem: czy mogę tym firmom zaufać? Gdyby obywatel musiał samodzielnie oceniać wiarygodność np. banków, byłoby to nie tylko nieefektywne, ale wręcz nierealne. Dlatego na rynku regulowanym państwo powołuje instytucję nadzorczą i wówczas mówimy o trójkącie kluczowych interesariuszy: firmy, konsumenci i nadzór. Jak ten trójkąt działa w odniesieniu do zaufania? W badaniach nad zaufaniem znamy mechanizm tzw. trzeciej strony. Załóżmy, że A musi zdecydować czy zaufać B na tyle, aby angażować się w jakąś współpracę, np. zostać klientem. Ale nie ma wystarczającej wiedzy, aby mieć pozytywne oczekiwania do B. W tym miejscu wkracza C, który mówi, że dobrze zna B i ufa mu. Jeśli A ufa C, to podąża za oceną C i zaufa B. Tak działa zaufanie w środowisku regulowanym. Tymczasem nasza wiedza o zaufaniu na rynku finansowym ogranicza się do relacji A do B, czyli konsumentów do firm. To najbardziej przydatna miara z perspektywy dostawców usług i produktów finansowych; nierzadko utożsamia się ją z zaufaniem w sektorze. Takie wskaźniki zaufania konsumentów są dla Polski bardzo dobre, np. Związek Banków Polskich pokazuje, że zaufanie do banków jest wysokie. Potwierdzają to badania porównawcze (np. Eurobarometr, Edelman Trust Barometer). Wskaźnik zaufania do produktów i usług finansowych jest w Polsce stabilny, choć podlega wahaniom w związku z globalnymi trendami i incydentami na rynku. Patrząc z perspektywy trójkąta zaufania, błędem byłoby przyjmowanie wyników zaufania konsumentów do firm za obraz pełny. Mechanizm trzeciej strony w generowaniu zaufania na rynku regulowanym działa wyłącznie, jeśli A ufa C. Jeśli A nie ufa C albo nie zna C, to nie weźmie pod uwagę albo nie zauważy opinii C o B w swojej decyzji odnośnie do B. Trójkąt zaufania pokazuje, że osiągnięcie poprawy zaufania postawione przed nadzorem finansowym (C) jest możliwe tylko, gdy spełnione będą jednocześnie dwa warunki obywatele (A) ufają regulatorowi (C), a regulator (C) ufa nadzorowanym (B). Tylko wówczas zadziała mechanizm przechodniości zaufania. W pierwszej kwestii (obywatele ufają regulatorowi) mamy dwa problemy. Po pierwsze, zaufanie do nadzoru finansowego jest pod coraz większą presją, która polega na utożsamieniu go z bieżącą polityką. Dzieje się tak, gdy w wyobraźni ekonomicznej konsumentów nadzór finansowy jest postrzegany jako fragment aparatu państwa. Wówczas, jeżeli mamy do czynienia z kryzysami nieufności, podejrzliwości i sceptycyzmu wobec rządzących, to instytucja może stać się tego ofiarą. Rozgłos wokół incydentów i afer, deklarowana nieufność obywateli i biznesu do państwa powoduje wtedy, że może ona rozlewać się na inne instytucje i obniżać poziom zaufania do regulatora rynku. Po drugie, trudno ocenić jakość i poziom zaufania obywateli do nadzoru finansowego. Nie znam polskich badań, które sprawdzałyby zaufanie obywateli do Komisji Nadzoru Finansowego. Nieliczne pytania o ocenę działań KNF (np. CBOS), ale nie o zaufanie, mogłyby wspierać tezę o zbliżeniu opinii o nadzorze z sympatiami politycznymi. Tymczasem wstępne wyniki badań, które niedawno przeprowadziliśmy w Akademii Leona Koźmińskiego, pozwalają na ostrożny optymizm, w sprawie zaufanie konsumentów do KNF. Korzystający z produktów i usług finansowych deklarują zaufanie do nadzoru finansowego lub pozycję neutralną (brak zaufania, ale i nieufności). Biorąc pod uwagę deklarowaną nieufność do innych instytucji państwa, jak i kryzys zaufania do nadzoru w innych krajach, to wynik lepszy, niż można byłoby się spodziewać. Taki punkt wyjścia pozwala myśleć o wzmacnianiu zaufania, bez konieczności pokonywania początkowej nieufności. Trudne relacje W kwestii zaufania nadzoru do firm i wzajemnie, zderzają się ze sobą z jednej strony narzekania na zbyt mocno (lub zbyt mało) aktywnego regulatora, z drugiej – oskarżenia o presję lobbingową i nacisk na nadzór. Brak rzetelnej wiedzy o tych relacjach występuje w wielu krajach i dotyczy rynku finansowego i każdego rynku regulowanego. Zaufanie na linii nadzór–firmy w wybranych krajach europejskich i sektorach, w tym na rynku finansowym, próbuje diagnozować międzynarodowy projekt badawczy Trust in Governance and Regulation in Europe w programie Horyzont 2020. Kwestia zaufania na rynku regulowanym komplikuje się, gdy przyjrzymy się relacji nadzór–firmy. Kontrola czy nadzór – nie tylko na rynku finansowym – kojarzą się z nieufnością, podejrzliwością i sceptycyzmem, jak w słynnym „kontrola najwyższą formą zaufania". Przez lata włączanie zaufania w relacje nadzorcze odbywało się według modelu responsywnej regulacji, zgodnie z logiką wet za wet. Nadzór deklaruje wtedy zaufanie do regulowanych firm, ale gdy go nadużyją, eskaluje regulacje do coraz bardziej restrykcyjnych. Działa samonakręcający się mechanizm, nazywany paradoksem sankcjonowania. To błędne koło: w efekcie naruszenia zaufania wzmacniamy nadzór i nakładamy karę, a druga strona czuje, że nie jest godna zaufania, staje się bardziej podejrzliwa i nieufna, czyli dystans się powiększa, a zaufanie maleje zamiast rosnąć. Zna to każdy rodzic nastolatka. Po drugie, w tym podejściu łączymy zaufanie i karę, jak w rooseveltowskiej doktrynie „speak softly and carry a big stick". Czyli: zaczynamy od zaufania, ale biada ci, jeśli je zawiedziesz. To przestarzała koncepcja zaufania opartego na odstraszaniu i na założeniu, że strach może być źródłem zaufania. Wiemy już, że nie jest. To raczej sygnał nieufności. Przechodniość zaufania działa tak samo w przypadku nieufności: sygnał od nadzoru może inspirować zarówno zaufanie, jak i sceptycyzm i podejrzliwość. Modelowa regulacja Model trójkąta zaufania pokazuje, że budowa i umocnienie zaufania na rynku finansowym wymaga równowagi trzech podmiotów: konsumentów, firm i nadzoru. Z tej perspektywy trudność może leżeć po stronie konsumentów, gdy nie oceniają zaufania do firm na rynku finansowym, lecz kierują się oportunizmem i najniższą ceną. Dla nich nadzór to opiekuńcza niania, która wybawi z opresji i uratuje od skutków błędnych decyzji. Jeśli na serio myślimy o zaufaniu w sektorze, to ochrona i przywileje konsumenta muszą iść w parze z odpowiedzialnością. Kolejny podmiot w trójkącie zaufania to nadzorowane firmy. Dla budowy zaufania najważniejsza jest motywacja. Jeśli wynika tylko z zagrożenia karą, możemy osiągnąć zgodność (compliance), ale nie ma szans na zaufanie. Ono istnieje, gdy motywacja uczciwego zachowania partnera jest przypisywana jego wartościom i intencjom, a nie groźbie konsekwencji. Dlatego znaczenie ma demonstrowanie dobrej woli i otwartość na dialog. Kluczowe jest podjęcie samoregulacji, która może być manifestacją autonomii i wewnętrznej motywacji w wypracowywaniu reguł. Chodzi o akceptowanie odpowiedzialności za sektor, ograniczanie doraźnych zysków w imię budowy długoterminowych relacji. Trzeci element to równorzędny i autonomiczny nadzór, który chce i potrafi odgrywać rolę silnej trzeciej strony budującej zaufanie do uczestników rynku. W interesie mechanizmu zaufania leży zwiększanie rozpoznawalności i autorytetu nadzoru. Długoterminowo skorzystają na tym wszyscy uczestnicy rynku. Stosunek opinii publicznej do nadzoru i regulacji – także na rynku finansowym – waha się od miłości do nienawiści. Gdy coś idzie nie tak – pojawiają afery (np. GetBack, SKOK) i problemy (np. kredyty frankowe), wzywa się do sroższych regulacji, ściślejszej kontroli i aktywniejszego nadzoru. Wydaje się wtedy, że społeczeństwo chce, aby państwo zacieśniało kontrolę i wykazywało zdrową nieufność względem tych, których działalność ma regulować. Równolegle padają oskarżenia o duże obciążenia regulacyjne i nadzorcze, brak swobody prowadzenia biznesu, nadopiekuńczość wobec konsumentów produktów i usług. Reorientacja na budowę zaufania wymaga rewizji dwóch założeń dotyczących zaufania i kontroli, na których opierają się działania nadzorcze i kontrolne, nie tylko na rynku finansowym. Transakcyjne podejście do zaufania oparte na odstraszaniu nie buduje go, choć może prowadzić do osiągania innych ważnych celów, jak zgodność, przewidywalność, bezpieczeństwo. Więcej nadzoru czy mniej nadzoru – każda strona powołuje się na konieczność (od)budowy zaufania. Jeśli zaufanie ma być celem, to kluczowe są trzy obszary: autonomia podmiotów regulowanych i ich dążenie do samoregulacji, kompetencje trzech głównych grup interesariuszy i sposoby demonstrowania zaufania względem uczestników rynku. Prof. dr hab. Dominika Latusek-Jurczak jest dyrektorem Centrum Badań nad Zaufaniem w Akademii Leona Koźmińskiego
Menadżer Jeśli prawdą jest, że "dojrzałość" przychodzi z wiekiem i doświadczeniem, to menadżerem powinno się zostawać "w pewnym wieku". Nie oznacza to, że… | 21 comments on LinkedInPodcast technologiczny, w którym na luzie i z humorem rozmawiamy o szeroko pojętej technologii, ale nie pomijamy też tematów związanych z kulturą. Prowadzący: Konrad Kozłowski YesWas Podcast to dwóch niesamowicie przystojnych mężczyzn - Paweł Orzech i Wojtek Wieman, którzy raz w tygodniu opowiadają o tym, co nowego w świecie technologii. Raz po raz rozprawiają się z plotkami, rozprawiają na temat rozwiązań proponowanych przez gigantów, a także – a może i głównie – rozbawiają się do łez niezwykle celnymi komentarzami i puentami. Zmyślamy teraz tylko troszeczkę w tym opisie! #polskipodcast Pokazuję trendy, technologie, zjawiska i metodyki, które są obecnie stosowane w IT. Poprzez ten podcast chcę docierać do ludzi z branży na różnym stopniu zaawansowania jak również ludzi spoza, którzy dopiero zastanawiają się nad wejściem lub myślą o wyborze tej ścieżki zawodowej. Większość odcinków to wywiady z ekspertami w swoich dziedzinach. Nie ograniczam się tylko do aspektów technicznych związanych z programowaniem, chmurą, DevOps. Poruszam tematy związane z rekrutacją, zarządzaniem, pr ... Podcast MyApple prowadzony przez Michała Masłowskiego i Miłosza Staszewskiego, fanów Apple Podcast prowadzony przez ekipę portalu Omawiamy tematy związane z cyber(nie)bezpieczeństwem. W Polsce i na świecie. Prowadzący: Piotr Konieczny, Marcin Maj, Jakub Mrugalski Moją ideą jest budowanie ciekawego doświadczenia klienta. Obsługa klienta to zmyślnie przygotowana strategia, ale bywa również sztuką. W Klientomanii piszę i rozmawiam o mądrym podejściu do klienta i jego obsługi. Odkrywam i komentuję świat sprzedaży i całkiem nowych relacji na linii marka-konsument. Pomagam przedsiębiorcom i osobom zawodowo związanym z tymi zagadnieniami działać skuteczniej, na miarę czasów, w których żyjemy oraz przygotować się na zmiany, które niewątpliwie nadejdą. Inside Baseball to termin, który oznacza zazwyczaj dowcipy i tematy znane tylko niewielkiej części rozmówców, która to część rechocze między sobą i nikt nie wie, dlaczego.A niektórzy mówią, że kontrola najwyższą formą zaufania… - no to jak w końcu… :) piątkowa lektura: Trudno konkretnie orzec, dlaczego podpadłem urzędowi skarbowemu. List w tej sprawie jest nad wyraz enigmatyczny i niewiele mówi przeciętnemu podatnikowi, za jakiego się uważam. Nawiasem mówiąc, właściwie dlaczego niewiele mówi? Czy dorzucenie dwóch zdań wyjaśnienia, o co chodzi, przekracza siły aparatu skarbowego? Od razu dodam, że wyjaśnienia niekoniecznie stworzonego specjalnie dla mnie, nie chcę broń Boże nadmiernie angażować urzędników. Wystarczyłaby komputerowa sztanca umieszczana w tego typu pismach za pomocą funkcji „kopiuj” i „wklej”. Jestem bowiem prawdopodobnie – ale tego mogę się tylko domyślać – całkowicie standardowym przypadkiem klienta urzędu skarbowego, który dopłacając podatek, pomylił się w kwocie przelewu. List od fiskusa ma jeszcze dwa zastanawiające wymiary. Po pierwsze, skarbówka do rozpoznania mojej skromnej osoby uporczywie używa numeru NIP. Czyli czegoś, czego miało już nie być. NIP nie umarł, żyje i jak rozumiem, lepiej o nim nie zapominać. Po drugie, cała sprawa sprowadza się do tego, żebym dopłacił aparatowi skarbowemu 25 zł. Piechotą nie chodzi, ale z drugiej strony nie jest to suma wygórowana. Żeby odzyskać ode mnie owe 25 zł, fiskus zaangażował Pocztę Polską, poprzez którą przesłał list polecony z potwierdzeniem odbioru. Koszt dla państwa: 5 zł i 65 gr. To zresztą i tak lepiej niż urząd gminy, który kiedyś zażądał uiszczenia podatku rolnego za mój mikroskopijny ogródek. Wysokość podatku: 6 zł rocznie, płatne w czterech kwartalnych ratach. Oczywiście powiadomienie przyszło listem poleconym z potwierdzeniem odbioru. Do kosztów poczty trzeba doliczyć koszt urzędników, którzy takie pisma wytwarzają, papier, koperty, toner do drukarek i tak dalej. I być może to, co w tego rodzaju przedsięwzięciach liczy się najmniej, czyli czas podatników, którzy muszą na pocztę pobiec i odstać swoje w mniejszej lub większej kolejce. Ludzie! Przy pomocy tego wykrzyknika chciałbym przypomnieć, że żyjemy w czasach, gdy w sposób nieograniczony co dnia po świecie krążą biliony dolarów. W sposób nieograniczony, czyli wirtualny. Krążą, bo po świecie hasają inwestorzy (czasami niekoniecznie słusznie zwani spekulantami), dla których każda milisekunda jest ważna w przerzucaniu setek miliardów zielonych z jednego rynku na inne. Ale też krążą, bo setki milionów ludzi płacą przez sieć za telefon, za gaz czy za zakupy w internecie. Co więcej, jako potwierdzenie dużej części transakcji wystarczy najzwyklejszy e-mail. I jakoś nikomu to nie przeszkadza. Dla naszej administracji miarą sukcesu jest jednak otrzymanie zwrotki po dostarczeniu listu poleconego do mającego coś na sumieniu podatnika, na przykład takiego jak ja. Poczta Polska zaczęła wdrażać elektroniczne potwierdzenie odbioru – i chwała jej za to – ale można się założyć, że długo jeszcze królować będą papier i tradycyjne formy kontaktu. Gdyby jednak zaryzykować i do tych, którzy mają do zapłacenia stosunkowo niewielkie kwoty – czy to na 6, czy 25 zł – wysyłać powiadomienia e-mailem? Taniej, szybciej, wygodniej. Budżet by się zawalił? I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Oczywiście, jeżeli myślimy w sposób zdroworozsądkowy, nic takiego by się nie stało. Dlatego że większość obywateli tego kraju to uczciwi ludzie. I po otrzymaniu ponaglającego e-maila po prostu by zapłacili. Polska filozofia administracyjna jest jednak diametralnie inna. Opiera się na założeniach, że: a) elektroniczna droga kontaktu z obywatelem jest niepewna, gdyż nigdy nie wiadomo, czy e-mail został odebrany; b) nawet jeżeli został odebrany, obywatel może się tego wyprzeć; c) duża część obywateli nie ma poczty elektronicznej, wobec czego po co tworzyć wyjątki; d) są setki nieznanych bliżej innych przyczyn, które absolutnie uniemożliwiają odejście od papierowego listu z potwierdzeniem odbioru, gdyż stwarza to ryzyko przekrętu ze strony obywatela. Żadnej elastyczności, żadnego pójścia ludziom na rękę. Przecież można by przyjąć zasadę, że jeżeli ktoś podaje swój adres w sieci fiskusowi, to fiskus kontaktuje się przez sieć, przynajmniej w tych sprawach poniżej 100 czy 500 zł. Jeżeli ten ktoś, czyli podatnik, nie odzywa się przez dwa miesiące, wysyłamy list tradycyjną pocztą. I tak dalej. Dla administracji państwowej oznaczałoby to jednak utratę części poczucia – bardzo zresztą złudnego – kontroli nad swoimi klientami. A kontrola, jak wiadomo, jest najwyższą formą zaufania. Tyle że jest to powiedzenie postaci niespecjalnie przystającej do teraźniejszości – Stalina. Znacznie bardziej odpowiadała mi niegdysiejsza zapowiedź naszych rządzących, że wespną się na wyższy stopień zaufania poprzez zastąpienie kultury zaświadczeń kulturą oświadczeń. Podobnie kultura potwierdzenia odbioru mogłaby zostać zastąpiona przez kulturę wygodnych i tańszych kanałów komunikacji. Nawet wtedy, gdy ma się do zapłacenia państwu aż 25 zł. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję d9Jf.